Nie dyskredytujemy Black Mesy ani trochę – ale kiedy Half-Life ukazał się w 1998 roku, o głowę przewyższał swoich współczesnych. Gra roku, która zdobyła nagrody za oprawę graficzną, grafikę i co najważniejsze - rozwój postaci i fabuły.
Black Mesa ukazała się w marcu, a pięć miesięcy później w duchu „lepiej późno niż wcale” chcielibyśmy podzielić się naszym zdaniem najważniejszymi różnicami w rozgrywce i tym, czego można się spodziewać po Black Mesa w porównaniu z Half-Life .
Właściwie różnic jest całkiem sporo, więc omówimy tylko te najważniejsze, związane z rozgrywką, które od razu zauważyliśmy.
Oczywiście istnieją różnice w fizyce i grafice. Tak, wiemy, że powiedzieliśmy, że to nie jest porównanie grafiki, ale jeśli ma to wpływ na rozgrywkę, należy o tym wspomnieć. Na przykład w Half-Life znacznie łatwiej jest wykryć wrogów, ponieważ stary silnik ma większy kontrast kolorów i prostsze wielokąty.
Ponadto skradanie się za rogiem, aby częściowo wykryć i trafić wroga, mogło zadziałać w Half-Life, ale nie zadziała w Black Mesa. Zależy od tego, jak dobrze pamiętasz Half-Life – wiem, że doprowadzało nas to do szału – ale czasami pocisk zatrzymywał się w powietrzu, jeśli został wycelowany zbyt blisko obiektu. Nie dzieje się to jednak w Black Mesa.
NPC-e zachowują się mniej więcej tak samo w obu tytułach, choć w Black Mesa są nieco mądrzejsi – czego można się spodziewać. Różnice, które zauważyliśmy najbardziej, dotyczą Bullsquidów, Alien Grunts, Vortigauntów i Alien Controllers.
Bullsquidy w Black Mesa używają tych samych ataków, co w Half-Life – atakują gracza z bliskiej i średniej odległości. Różnica w stosunku do ich ataków dalekiego zasięgu polega na tym, że Bullsquids nie plują już pojedynczym pociskiem, ale strumieniem kwasowych pocisków, co utrudnia unik.
Grunty Obcych czasami pojawiają się w Xen bez zbroi i broni i polegają na ataku z bliskiej odległości, ale są łatwiejsze do zabicia niż w pełni wyposażone Grunty Obcych. W świecie Xen w Black Mesa jest znacznie więcej Kontrolerów Obcych i Vortigauntów niż w Half-Life; a gdy są razem, stanowią zabójczą kombinację. Nie ma jednak potrzeby zabijania Vortigauntów, jeśli nie są one kontrolowane umysłowo.
Zauważyliśmy również, że w Black Mesa nie ma żadnych wycieków. Są to pomniejszi wrogowie w Half-Life i łatwo ich zabić, ale uznaliśmy ich za najbardziej irytujących ze wszystkich wrogów Half-Life, w tym headcraby.
Broń w Black Mesa jest ogólnie mniej rozpowszechniona, szczególnie MP-5 i strzelba. Ponadto w nowszej grze Magnum można wycelować w celownik i wydaje się mieć mniejszy odrzut niż w Half-Life.
Zawsze uważaliśmy, że niektóre oryginalne bronie z Half-Life, w szczególności Tau Cannon i Gluon Gun, nie mają wystarczającej ilości czasu antenowego w Half-Life. Ale w przypadku Black Mesa tak nie jest. Więc szalej z Działem Tau i Bronią Gluonową w Xen, ponieważ istnieją teraz zielone kryształy mocy, które ładują tę broń uranem-235, który nie istnieje w Half-Life.
Funkcja zaczerpnięta z kontynuacji Half-Life i różnica, która najbardziej nam się spodobała pomiędzy tymi dwoma tytułami, polega na tym, że w Black Mesa gracz może podnosić i nosić losowe przedmioty, co oznacza, że jeśli masz pełne zdrowie, możesz podnieść apteczkę i rzucić ją przed siebie; to samo z bateriami HEV i amunicją. Jest to szczególnie przydatne w przypadku amunicji, ponieważ w Black Mesa można nosić znacznie mniej amunicji niż w Half-Life.
Jeśli chodzi o długość kampanii, Crowbar Collective rozszerzyło zarówno światy Ziemi, jak i Xen. W oba tytuły graliśmy z przerwami i nie zmierzyliśmy dokładnie długości rozgrywki – a może było tak dlatego, że znaliśmy już na pamięć całą kampanię Half-Life – ale Black Mesa wydawała się znacznie dłuższa.
To prawda, że w niektórych momentach świata Xen podczas gry w Black Mesa po prostu staliśmy nieruchomo i przez chwilę wpatrywaliśmy się w przestrzeń, obserwując ptaki Xen, co mogło, ale nie musiało, przedłużyć rozgrywkę.
Podsumowując, nie można odrzucić dobrego tekstu. Fabuła jest tak dobrze napisana, że jeśli chodzi o nas, te gry można tworzyć od nowa co 10-15 lat. Oczywiście każdy remake każdej gry powinien mieć unikalny charakter, na tyle, aby znów był interesujący – i Black Mesa to ma.